MĘSKIE GRANIE VOL.4 DOLOMITY 2018 

      Z braku laku i dobry kit. Takie myśli przemknęły mi przez głowę przed planowanym sierpniowym wyjazdem w Alpy. Cel wyjazdu długo pozostawał niezmienny a mianowicie dolina Bondasca z Piz Badile na czele. Okazało się jednak, że nie jest to najlepszy wybór ponieważ dolina została zamknięta po potężnym obrywie jaki miał miejsce na Piz Cengalo w sierpniu 2017 roku. Musieliśmy, więc znaleźć alternatywę, którą okazały się Dolomity. 

Prognoza pogody od razu w pierwszym zakładanym terminie wyjazdu była znakomita, więc nie pozostawało nic innego jak ruszać ku przygodzie. Wyjechaliśmy z Olsztyna w składzie: 

Prezes – nie ten od kota

Karscher – nie ten od systemów czyszczących

Paweł nie ten z Mazur

I ja piszący ten tekst nie mający za dużo wspólnego z Laosem

 

      Szczerze mówiąc zakładaliśmy już niezłą wyrypę na podjeździe, ale o dziwo 16h w aucie upłynęło jakoś nadspodziewanie niezauważalnie. Pewnie dlatego, że całą drogę prowadził Paweł a reszta wycierała tylko ślinę z kącików ust. Wylądowaliśmy po przyjeździe w Misurinie i jak rasowi wspinacze mają w zwyczaju poszliśmy na lody.

   

 

      Pierwszego dnia wspinaczkowego poszliśmy się rozruszać na Monte Popena Basso. Zrobiliśmy tam dwie 4 wyciągowe drogi o wątpliwej urodzie. Jedynym plusem tych dróg był ładny widok na okoliczne szczyty i doliny oraz Cimy majaczące w oddali. Jeszcze tego samego dnia zdążyliśmy zaliczyć … lody w Cortinie d’Ampezzo i rozbić namioty pod celem dnia następnego – Tofaną. Ten wybór okazał się strzałem w dziesiątkę i według mnie gwoździem całego wyjazdu. Tofana di Rozes to robiąca olbrzymie wrażenie góra, o nietuzinkowej urodzie, a jej południowa ściana zapada głęboko w pamięć.

 

 

      Następnego dnia, wcześnie rano zameldowaliśmy się pod pierwszym filarem z nadzieją, że  może będziemy pierwsi. Niestety kobiety są bardziej odpowiedzialne od nas facetów i przed nami wspinał się już tercet pań … z miasta Łodzi.  Po nas na drogę ruszył już tylko jeden zespół Włochów, ale dość szybko nas wyprzedził i zniknął w ścianie.  Warto o nich wspomnieć bo była to wielopokoleniowa rodzina: ojciec, syn i wnuczek. Młody miał 13 lat i skakał po skale jakby się tam urodził. My skończyliśmy drogę bez przygód i zeszliśmy na dół po części szlakiem i starą via ferattą podziwiając magię księżycowego krajobrazu Dolomitów. Ta droga ma już swoją powagę bo jest to 14 wyciągów i około 500m wspinania. Niestety tylko parę wyciągów jest litych co obniża urodę drogi. 

  

 

      W poniedziałek postanowiliśmy się rozdzielić i wspinać się na innych górach. Ja i Marcin wybraliśmy Lagazuoi Piccolo i drogę Cengia Martini. Natomiast Darek i Paweł na Torre Piccola di Falzarego . Ciekawostką naszej drogi było to, że kończy się ona wejściem do jednego z tuneli, które wydrążone są w górze. To pozostałości po froncie I wojny światowej i sposobie na zabicie nudy „walczących” żołnierzy austriackich i włoskich. Po zwiedzeniu tuneli wróciliśmy pod start naszej drogi i poskakaliśmy po obitych jednowyciągówkach, których jest całkiem sporo na Lagazuoi. W międzyczasie chłopaki, skończyli również swoją drogę i zawinęli nas do wysuniętej bazy pod Tofanami.

 

 

      Wtorek dla mnie i Marcina okazał się dniem błogiego relaksu i nic nierobienia. Młodszy zespół natomiast postanowił wspinać się na Lagazuoi Piccolo i drodze Mauricia Specialego. Według przewodnika i relacji chłopaków cała droga jest rzadko spotykanej urody, a każdy z 10 wyciągów warty powtórzenia. Trudności są rozłożone równomiernie na wszystkich wyciągach, a parcha tam nie uświadczysz. Nie byłem, ale wierze i na pewno przy najbliższej okazji to sprawdzę. Zachęcam również innych żeby zweryfikowali czy chłopacy nie wciskają kitu bo na drodze nigdy nie byli tylko leżeli w krzunach i popijali wino z kartonika J.

      Dnia następnego Marcin i ja postanowiliśmy wypruć sobie żyły i zrobić najdłuższą drogę naszego wyjazdu czyli trzeci filar na Tofanie(17 wyciągów). Już na samym starcie rano czekała nas nie lada niespodzianka w postaci dwóch base jumperów przelatujących nad naszymi głowami. Po tym wydarzeniu zgodnie stwierdziliśmy, że my tu tylko uprawiamy co najwyżej średniozaawansowaną turystykę. Mimo, że droga z nazwy jest poprowadzona filarem to orientacja w tak dużej ścianie nie była łatwa i czasami się w niej gubiliśmy. Finalnie jednak udało nam się przejść ją w większości oryginalnym przebiegiem i nie zrobić zapychu. Po drodze złapał nas jeszcze kilkunastominutowy deszcz, który udało nam się przetrwać w małej nyży i po 9 godzinach  skończyliśmy wspinanie. Kilka wyciągów było bardzo ładnych, ale sporo było też odcinków o słabej jakości skały. Orientacja w ścianie stwarza sporo problemów z uwagi na jej ogrom i jest fajną przygodą samą w sobie.  

  

 

      Darek i Paweł tego dnia wspinali się na Torre Grande di Falzarego i zapamiętają przede wszystkim grad kamieni, który zrzucili na nich wspinacze powyżej. Jeden z nich wyprofilował całkiem solidną dziurę w kasku Pawła.

Dzień 7 to wspinaczka na Col dei Bos na drogach Ada (Darek i ja) oraz Alvera (Paweł i Marcin). My spotkaliśmy ponownie dziewczyny z Łodzi i tym razem nawet udało nam się je wyprzedzić. W pośpiechu jednak nie obeszło się bez strat, a przyrząd Darka wylądował gdzieś w piargach kilkaset metrów niżej.

Kolejny dzień poświęcamy na odpoczynek i przejazd do doliny Val Gardena pod Selle.

 

 

       Po dniu restu planujemy wspin na I i II Turni Selli. Biwak mamy z widokiem na nasze cele oraz Sassolungo. Podejście z przełęczy pod nasze drogi zajmuje dosłownie chwilę co jest niewątpliwym atutem po kilku dniach wspinania. Robimy tego dnia dwie drogi obok siebie o niewygórowanych trudnościach. Ja z Pawłem zaliczamy obie ściany natomiast Darek z Marcinem tylko pierwszą. Marcin zaliczył na swojej drodze krótki lot, sprawdzając poprawność osadzenia haka. Ten ani drgnął a Marcin może sobie dopisać +1 do psychy. Zejście z I jak i II Turni jest terenem II – III i jeśli nie robi się zjazdów to jest przygodą samą w sobie. 

 

 

      W niedzielę zaliczamy w trójkowym zespole drogę Vinatzera na III Turni Selli. Marcin pozostał w obozie zabezpieczając tyły i obserwując nasze poczynania z dołu. Droga okazała się jedną z lepszych podczas naszego wyjazdu. Prawie każdy wyciąg oferował fajne wspinanie w swoich trudnościach a powrót pod ścianę znowu okazał się zawiły i czasochłonny. W połowie pokonaliśmy go zejściem terenem III, a w drugiej połowie zjazdami przy czym trzeba było pokonać długi trawers całej ściany żeby odnaleźć linię zjazdów. Późnym popołudniem dołączyliśmy do Karschera, który czekał nas z kolacją. Spontanicznie stosunkiem głosów 3:1 postanowiliśmy jeszcze tego samo dnia wracać do domu. Prognoza na następne dni była nienajlepsza a dodatkowo byliśmy prawie nasyceni wspinaniem w Dolomitach. Trzeba zawsze zostawić sobie mały niedosyt żeby chciało się wrócić w dane miejsce. Ja niewątpliwie taki odczuwam…

 

 

Nasz urobek:

Monte Popena Basso (ściana wschodnia) droga zacięcie Mazzorany – IV (119m, 4 wyciągi) wszyscy

Monte Popena Basso (ściana wschodnia) drogi Niewinne ucieczki w lewo i lewe zacięcie – IV jedno miejsce V (158m, 4 wyciągi) wszyscy

Tofana di Rozes (filar południowo-wschodni) Pierwszy filar – IV-V jedno miejsce V+ (483m, 14 wyciągów) wszyscy

Lagazuoi Piccolo (prawy sektor) droga Półka Martini – IV jedno miejsce V (175m, 5 wyciągów) Marcin i Andrzej

Torre Piccola di Falzarego (filar południowy) droga Comici – V- (230m, 7 wyciągów) Paweł i Darek

Lagazuoi Piccolo (ściana zachodnia) M. Speciale – V (358m, 10 wyciągów) Paweł i Darek

Tofana di Rozes (ściana południowa) Trzeci filar – IV-V (705m. 17 wyciągów) Marcin i Andrzej

Torre Grande di Falzarego (ściana południowo-wschodnia) droga Dibona – IV-V jedno miejsce A0 V+ (300m, 10 wyciągów) Paweł i Darek

Col dei Bos (filar południowy) droga Alvera – IV-V dwa miejsca V+ (356m, 13 wyciągów) Paweł i Marcin

Col dei Bos (ściana południowa) droga Ada – V (410m, 13 wyciągów) Darek i Andrzej

I Turnia Selli (filar południowy) Filarki – IV, jedno miejsce IV+ (110m, 7 wyciągów) Paweł i Andrzej

I Turnia Selli (filar południowy) droga Fiechtla – IV jedno miejsce V- (105m, 5 wyciągów) Darek i Marcin

II Turnia Selli (ściana południowo-zachodnia) droga prawa rysą – III+ jedno miejsce IV- (125m, 4 wyciągi) Paweł i Andrzej

III Turnia Selli (ściana zachodnia) droga Vinatzera – VI- A0 (350m, 11 wyciągów) Darek, Paweł i Andrzej

 

Andrzej Osmolik

 

GALERIA