Relacja z wyjazdu w peruwiańskie Andy 24.06-25.07.2013

Od dawna marzyłem o górskim wypadzie poza granice Europy. Aby zrealizować ten cel poprosiłem Darka o informację, gdyby planował coś na najbliższe wakacje i zacząłem organizować fundusze. Jesienią 2012 zapadła decyzja że jedziemy do Peru w składzie Dorota Gierz-Gierszewska, Anna Juszczyszyn, Paweł Juszczyszyn, Dariusz Gierszewski i Tomasz Taranowicz.

Wyjazd do Peru rozdzieliliśmy na dwa etapy. Na początku zrobiliśmy samolotowo-autokarową wycieczkę po większości najpopularniejszych miejsc turystycznych takich jak Cusco, Machu Picchu, jezioro Titicaca, kanion Colca, Arequipa czy wyspy Ballestas i Península de Paracas. Większość z wymienionych miejsc jest położona na znacznej wysokości (w drodze do kanionu Colca byliśmy na 4900mnpm czyli wyżej niż Blanc), dzięki temu już podczas zwiedzania pracowaliśmy nad aklimatyzacją.

 


Machu Picchu



Ekipa w drodze na wyspy Ballestas


Kanion Colca

Zwiedzanie odbyło się w ekspresowym tempie głównie dzięki autokarom, które zapewniały sprawny, wyjątkowo komfortowy i względnie tani transport po całym kraju. Podczas zwiedzania Peru noc spędzaliśmy śpiąc w autokarach, a rankiem już w nowym miejscu szukaliśmy lokalnych biur podróży, które organizowały nam 1-3 dniowe wycieczki po okolicy. Taki system umożliwił nam zobaczenie wielu wspaniałych miejsc, jednak szybkie tempo i słaba znajomość hiszpańskiego spowodowała że nie poznaliśmy „prawdziwego” Peru.

W drugiej części naszej wyprawy udaliśmy się do Huaraz, skąd robiliśmy kilku dniowe wypady w rejon Cordillera Blanca. Zatrzymaliśmy się w hostelu El Tambo, znajdującego się w bocznej uliczce naprzeciwko stadionu piłkarskiego. Hostel zdecydowanie warty polecenia. Jest tani (10soli -12zł za noc), „szefowa” mówi po angielsku, ciepła woda, pralka, Internet, kuchnia dla gości, dart, super klimat i bardzo dobra lokalizacja (w pobliżu targowisko, tania chińska restauracja i blisko do głównego placu).

 


Widok z tarasu El Tambo, charakterystyczna zabudowa Huaraz i piękne góry w tle

 

Od początku wyjazdu naszym głównym celem były Alpamayo i Artesonraju, plus „zaliczenie” możliwie jak największej liczby innych wysokich pięcio- i sześcio- tysięczników (np. Huascaran). Przed wyruszeniem do pierwszej doliny poszliśmy po informacje do „gajdów”, którzy niestety nie byli najlepiej poinformowani (ich biuro oraz biura większości agencji i sklepów ze sprzętem outdorowym znajdują się na placu Ginebra, blisko placu głównego). Naszym pierwszym górskim celem była Ischinca 5530, bardzo dobra góra na aklimatyzację, żadnych problemów technicznych, spacerem po lodowcu przy dobrej pogodzie wchodzimy na szczyt i wracamy do bazy na 4400. Baza rozbita na dnie doliny, w pobliżu strumyki, boulder i schronisko (tanie noclegi, jedzenie, picie; dodatkowo karty, szachy, warcaby i gazety; brak telefonu stacjonarnego i zasięgu GSM, czasami możliwa komunikacja przez radio). Aby zaoszczędzić czas i pieniądze które wydaliśmy na transport do doliny (taxi + osły) chcieliśmy jeszcze zdobyć Tocllaraju 6032 i Ranrapalca 6162 znajdujące się w tej samej dolinie. Po założeniu jedynki i wyniesieniu depozytu pod Tocllaraju pogoda zdecydowanie się pogorszyła (silny wiatr i brak widoczności) zdecydowaliśmy o przeniesieniu się do innej doliny i szukaniu lepszej pogody.

 

Ośli transport przez dolinę


Na lodowcu pod Ischinca


Widok z bazy, w tle schronisko


Powrót do bazy z jedynki i czekanie na osiołki

 

Naszym kolejnym celem była dolina Santa Cruz, skąd chcieliśmy zaatakować Alpamayo i Artesonraju. W pierwszej kolejności wybraliśmy się pod Alpamayo w składzie Anka, Paweł, Darek i Tomek. Dorota w tym czasie wybrała się między innymi na kilkudniowy trekking wzdłuż całej doliny, przy okazji wchodząc na przełęcz Punta Union (4760m). Z jedynki (5400m) wychodzimy pod ścianę Alpamayo i sprawnie wchodzimy na sam szczyt drogą Ferrari AD+. Zrobiliśmy 7,5 wyciągów (+/- jeden wyciąg) w składzie Paweł, Darek i ja. Wszystkie wyciągi prowadził Paweł, potrzebny sprzęt to 4 szable i 8 śrub. Droga nie sprawiała żadnych problemów nawigacyjnych, jedynym kłopotem były spadające bryły lodu, tego dnia w ścianie było jakieś pięć zespołów (trafiliśmy na wyprawę partnerską złożoną z 7 osób+ instruktor). Kaski zdecydowanie się przydały, ale za to podczas zjazdów mieliśmy już gotowe do wykorzystania abałaki.




Na lodowcu w drodze pod Alpamayo


Prezesi na szczycie


Widok na jedynkę z wierzchołka


Przebieg naszej drogi na Alpamayo (5947m)



Kolejna górka na którą się wybraliśmy to Artesonraju, po dwóch dniach deptania do jedynki zaczęliśmy skanować lodowiec w poszukiwaniu względnie bezpiecznej i szybkiej drogi. Na górę ruszyliśmy koło północy, bezchmurne niebo i brak wiatru zapowiadało dobrą pogodę, niestety długo wyczekiwany wschód oprócz słońca przyniósł nam paskudnie silny i zimny wiatr. Po wydostaniu się z pasa szczelin i seraków zaczęliśmy pokonywać pierwsze wyciągi (teren był na tyle połogi że „wyciągi” bardziej przypominały wchodzenie niż wspinanie). Pierwszy poważniejszy wyciąg (na wys. około 5880m) zaczął prowadzić Paweł, niestety podczas asekuracji poczułem się na tyle słaby że nie miałem już sił nawet asekurować. Ta sytuacja zmusiła cały zespół do wycofu. Zmęczenie i pogarszająca się pogoda sprawiła że wróciliśmy do Huaraz. Po przeliczeniu dni które zostały nam do końca wyjazdu i uwzględnieniu czasu który musimy zarezerwować na powrót do Limy zorientowaliśmy się że zostały nam tylko 2 dni. Ponieważ to zdecydowanie za mało na jakąkolwiek górkę, ograniczyliśmy się do trekkingu i basenów.




Artesonraju 6025m


Artesonraju, północno-wschodnia ściana, wschodnia grań, D+


Darek, po skończonej zabawie na lodowcu pod Artesonraju

Obozowy Chillout ;)


Parę przydatnych info:

Język: hiszpański (wszędzie), angielski (lotnisko, agencje turystyczne, nieliczne sklepy i restauracje)
Waluta: sole; 1 sol = ok. 1,18 pln. Żeby kupić sole trzeba najpierw kupić dolary, które wymieniamy w kantorze w centrum miasta (nie róbcie tego na lotnisku!); lub wybieramy z bankomatu (przy wybraniu z bankomatu 400 soli (więcej się nie da) po uwzględnieniu wszystkich opłat kurs wynosi 1,31 )

Dokumenty: paszport, wiza- niepotrzebna, legitymacja klubowa (przydaje się do wejścia do parku),

Komunikacja:

-najlepiej autokary, semi cama (standard jak w polskich autokarach Sinbad) lub cama (standard jak w samolocie biznes kasa) na trasie Lima-Huaraz (400km) za cama w najbardziej wypasionych liniach Cruz de Sol zapłacimy 80soli, http://www.cruzdelsur.com.pe
-na krótsze trasy (np. z hostelu do wioski w górach) taxi (trasa Casachapampa- Huaraz, w jedną stronę za 4 osoby 200 soli), można też załatwić transport w agencji (średni dwa razy drożej, ale można to załatwić po angielsku i nie trzeba długo szukać), można próbować też połączyć taxi z colectivo (bardzo tanie busiki, trochę jak w zakopcu ;) )
Jedzenie: od 6 soli za dwa dania (trzeba pytać lokalsów, żeby znaleźć takie knajpy, daleko od centrum); od 6 do 12 za jedną dużą porcję u chińczyka (CHIFA), 20 soli za pizza dla jednej osoby w restauracji dla gringo itp. Browary po 5-7 soli za 0,66l w tym 1-1,5 sola kaucja za butelkę (piwo w sklepie kosztuje tyle co w knajpie), worek mate de coca 1-2 sole (do kupienia tylko w górach), pół świnki morskiej (Cuy) w pikantnym sosie i ziemniakami 20-30 soli, sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy 1,5 sola.

Noclegi:

-Lima: hotel Espana, blisko plaza de armas
-Huaraz: Hostel El Tambo (na przeciwko stadionu)
-Cusco: uwaga na taryfiarza Ronaldo w stroju cowboya, straszny cwaniak….
Zakupy:

Jedzenie: baton Milewa 4 sole; małe bułki po 0,1 sola, 1kg sera 20soli, tanie owoce i warzywa; generalnie ceny trochę niższe niż u nas, ale niektóre zachodnie towary (np. batony) bardzo drogie i lepiej brać też smaczne lokalne odpowiedniki, na targu można kupić mięso ale jest duży problem z szynkami i kiełbasami. (znaleźliśmy dobrą salami, a reszta wyglądała jak najgorsze parówki, które raczej nie mają zbyt dużego związku z mięsem)

Szpej itp.: w Huaraz można kupić lub wypożyczyć większość sprzętu, ale taniej będzie przywieźć to z Polski. Np. mapa Alpenvereinskarte 0/3a Cordillera Blanca Nord w Wawa sklep podróżnika za 62pln a w Peru za 75soli, duża butla z gazem za 35soli (uwaga często sprzedają butle nabijane po kilka razy i nie zawsze są w pełni sprawne…)

Inne:

-Osły na trasie Cashapampa – Alpamayo BC 300 soli za 3 osły z poganiaczem (standardowo idzie się dwa dni), za powrót 200 soli, ale można stargować jak znajdziemy poganiacza, który wraca na pusto (nam udało się za 120soli)
-wejściówka do parku 60soli za 30dni
-telefony, najlepiej kupować startery w supermarketach, firma rent call, która będzie Wam wciskać kit na lotnisku to złodzieje!
-Polecam również mapy Alpenvereinskarte 0/3a, 0/3b i 0/3c, przewodnik górski Classic Climbs of the Cordillera Blanca. Brad Johnson
-bilety lotnicze na trasie WAW-LIM-WAW na lipiec można kupić za niecałe 4000pln (lot przez Hiszpanię, nie trzeba kupować wizy do USA), ale trzeba kupić pod koniec stycznia.
-na miejscu wydaliśmy jakieś 3800-5000pln, większość z tego poszła na zwiedzanie Peru, ograniczając się do samych gór można sporo zaoszczędzić. Dużo też zależy od naszego apetytu… np. ja wydałem na jedzenie 800pln więcej niż reszta ekipy :/
-na lotnisku trzeba być z bardzo dużym wyprzedzeniem, a ostatnią bramkę należy przekroczyć godzinę przed odlotem…


Tomek Taranowicz

 

 



 
Wsparcia  przy zakupie odzieży na wyprawę udzielił nam SKLEP DLA TURYSTY  z Olsztyna.

 

 

Olsztyn ul. Stare Miasto 8,   II piętro