Wypad na Piątkę (X.2013 r.)


Karol znowu organizował jesienny wyjazd turystyczno-taternicki  w Tatry. Na cztery dni. Dopisałem się z ochotą, bo już byłem kiedyś z Nim we wrześniu w MOku, a potem na Hali Gąsienicowej  w październiku. I zawsze było pięknie. Namówiłem Pawła i tak powstała 4 osobowa ekipa klubowa: Karol Ptasik, Wojtek Dobrowolski, Paweł Wojas i ja, połączona z trójką zaprzyjaźnionych  turystów.  Karol jak zwykle nie zawiódł – załatwił rezerwację i rewelacyjną pogodę, ale na tym wyjeździe dołączył do grupy turystycznej. Wyruszyłem z Wojtkiem i Pawłem 3 dni wcześniej.

 


 
Czwartek rano. Mróz -6 stopni C, powyżej 2000 m zmrożony twardy śnieg. Idziemy na wycieczkę na Zawrat. Nagle pojawiło się śmigło, kołuje nad nami, żadnego podnoszenia rąk do góry, nawet z aparatem!  Zrozumiał, zakręcił i odleciał w stronę Koziego Wierchu. Potem dowiadujemy się, że spadła tam i zginęła 29 letnia turystka. W następnych dniach już wiemy dlaczego. Wracamy przez Przeł. Schodki i Dolinkę Pustą. Jest cudnie,  świeci słońce, robimy zdjęcia, do niczego nie musimy się spieszyć. Tak miało być na tym wyjeździe. Wróciliśmy.



 Kryształy lodu włóknistego


Tymczasem w schronisku satyryczna sytuacja. Skoro dzień, stale śpimy w sąsiednich sypialniach. Skąd taki sposobu spania styl szalony?  Szefowej to sprawa. Sęk w tym, by sensownie skoordynować sale. Spokojnie, do soboty sprostamy.

Poranek piątkowy. Poszliśmy prosto do Pustej Doliny pod południowe piony (filara Koziego Wierchu, droga nr1 ).

 

 

Prowadził przed i po południu Paweł, na podwójnym powrozie. Patrzcie Panowie i Panie. Pokazał pazur. Pociągnął przyzwoicie po progach i piętrzących się płytach pod przewieszkami.  Potem jak Paryskiego przewodnik podaje, powinno być przewinięcie. Przewinięcie pamiętałem z poprzedniego przejścia. Przepiękne. Partnerzy pokonywali powyższe przejście pierwszy raz. Przyjemnie piąć się, gdy pod podeszwami powietrze. Później poszliśmy prosto przez półki i pęknięcia, aż po poziome płaskowzgórze i pochyło na przeciwległą przełęcz. Postój na płaśniach. Podjadamy, popijamy  i po piargach podchodzimy na pik. Panorama pierwsza klasa. Pięć Stawów, pięćdziesiąt szczytów, Pieniny, pogórza, po prostu październikowa promocja.
Pamiętam przed laty połamańca na piku. Polegiwał pielęgnowany przez panów z TOPR-u. Ponieśliśmy połamańca (pęknięte piszczele) poniżej poziomu chmur. Potem przyleciała pomoc, powodując potworny podmuch powietrza. Podjęła na powrozie i z podwieszonym pechowcem poleciała.
Powracamy z Koziego piku podpierając się patykami, po piargach, płytach i pożółkłych paprociach. Później przez potok i pawilon przy Przednim  (Stawie) przed nami. W portierni podają puchary piwa ! Palnęliśmy po pękatym. Potem prysznic i w pościel.


Wojtek na płytach pod przewieszkami 

Zmiana butów przy przewinięciu

Powrót z piku (Koziego)

Kozy na Kozim Wierchu

 

Sobotą startujemy sędziwym szlakiem Świerza (Kozie Czuby od płd., droga nr 2) na singlowym sznurze. Nim stawiam stopy na śniegu, ….skurkowane !, sypnąłem skalnym szutrem na stojących. Stąd, średnio stromym skłonem stale skradam się stopniami jak saper, bo ściana sypka. Spod szczytu spadł samoczynnie skrawek skały. Strasznie świszczał, skoczyli chłopaki pod skały by skutecznie się schować. (Na)staje sześćdziesięciometrowa strefa bez szczelin, superkoncentracja, aż spełnia się szansa stuprocentowego stanowiska. Serwuję sznur wokół skały i stoper do szczeliny. Jest superosko. Stoimy pod spiętrzeniem ściany. Stąd szorstkimi strzępiastymi skałami na sam szczyt. Tam schrupaliśmy słodkości  i skażonymi przez stalowe skoble skałami schodzimy. Stopnie i śnieg szalenie śliskie (na Orlej Perci). Aż strach. Stróżem stał się sprzęt. Gdy strome stoki się skończyły, skroś Stawów skutecznie spacerujemy do schroniska, na schabowe.  A skoro sobota, to setka skulonych studentów, sióstr, sowizdrzałów, seniorów, sekundantów, serwisantów, seniorek i seminarzystów szykuje się spać w śpiworach: na Sali, na stopniach i na schodach. Spacer na siku do serduszka stał się sakramencko skomplikowany, siódemkowy ! 

Pierwszy wyciąg

Na stromym skłonie

Paweł pod stuprocentowym stanowiskiem


Palnęło mnie przeziębienie. Po co? By poleżeć, posmarkać, pomyśleć. Pauzuję. Połykam polopirynę, poczekam, przejdzie. Pozostali poszli w poniedziałek po przygodę.

Wojtek z Pawłem byli na Baszcie (Orlej), bądź co bądź Bernadzikiewicza (i Kenara) szlakiem. Bezdrożami bezludnej Buczynowej (Doliny) biegli o brzasku, po blokach. Bojowo brnęli wśród bujnych bylin, (nie)bezpiecznie balansowali na butach jak balerina, wreszcie błądząc (Paryski błędny) ale bacząc bezbłędnie byli na Baszcie. Brawo. Było bezwietrznie, błyszczał bladoróżowo-błękitny Brocken. Bujali w (o)błokach bez bimbru.  Bezwarunkowy błogostan. Biorą do brzucha z butelki bąbelki i brązowe batony. Błogo byłoby do (Pięciu) bajor bujnąć się balonem. Ba !. Bądź co bądź, byłoby bosko.  Beknęli (bo bąbelki) i brali się bojowo back. Z Baszty (Orlej) brną już bezpiecznie, bez busoli , przez Buczynowe (Turnie). Byle do bazy na bretońską (fasolkę). (Do)biegli do brzegu bajora (Przedniego). Buzie buchały blaskiem, bo był to bardzo bogaty dzień.
 

(O)błoki z Orlej Baszty


Karol z kolegą i koleżankami kopnęli się do Koprowej (Doliny). Kiedy byli kole kałuży (Piarżystej), któryś krzyknął – kozice. Kiedy te kozice, kurde, korpulentne. To kudłacze kołysały się na 4 kulasach. Koło kosodrzewiny kudłacz kolos, (inaczej kosmacz karpacki), kilkuset kilogramowy,  koloru karmelu. A koło kamieni dwa kudłacze kalibru koźlęcia. Karol (i reszta) kucnęli, przez kwadrans kamerowali zza krzaka.  Kufa jak kubeł , kościec kolosalny. Kontakt z kudłaczem konkretnej kondycji, to komiczny lub krwawy koniec. Kapitulują (karabeli i karabinów brak). W kwintesencji odwrotny kierunek kontynuowali.
 

W kierunku kudłaczy


Powrót. Od lewej: Wojtek wniósł (i znosi wielki wór), wytrzymałość widać wielką ma. Papierowej wagi Paweł posuwa przodem pełną parą. Ja jeszcze jakoś. Emilka elegancko. Karol kolektywnie z Moniką (z lewej) i z Łukaszem (z prawej).
 


Jurek Pepol