Jak było na IV Memoriale Skwirczyńskiego


Mieliśmy ochotę z Tomkiem Taranowiczem wybrać się na jakieś wspinanie w polskich skałach. Czemu nie połączyć tego z zabawą w zawody wspinaczkowe. W ten sposób padło na Memoriał Skwirczyńskiego.

Jechaliśmy z nastawieniem na fajne wspinanie, zrobienie minimum 10 dróg i nie zajęcia zaszczytnego ostatniego miejsca.

Wyjeżdżamy w piątek po pracy ok. 17. Po drodze zabieramy z Warszawy znajomych (Konrad z Herbertem), częściowo olsztyniaków (Konrad), których też namówiliśmy na zawody. Stworzyli zespół Powierzchowni Jaskiniowcy, bo głównie czołgają się po ciasnych dziurach

Przed północą jesteśmy na miejscu – schronisko młodzieżowe w Łazach w dolinkach podkrakowskich.

Wypijamy jeszcze po piwku i lulu, bo rano trzeba wstać.

Sobotni poranek nie wygląda zachęcająco, ale może pogoda wytrzyma.

O 8:30 jesteśmy w remizie strażackiej w Jerzmanowicach, gdzie mieści się biuro zawodów.

Chyba przyjechali wszyscy co się zapisali, bo jest spory tłum ludzi  (wystartowało 105 zespołów czyli 210 osób). Większość dysponuje szybszym środkiem transportu niż własne nogi, czyli rowerami.

Spotykamy naszych kolegów klubowych Krystiana i Rafała (zespół Wredne Prosiątka, my startujemy pod niezbyt oryginalną nazwą GT -wymyślił Tomek). Oni są nastawieni bardzo bojowo i celują wysoko. Powodzenia.

Po rozdaniu numerów, koszulek i kart startowych oraz krótkiej odprawie- startujemy.

Oczywiście wszyscy rowerzyści natychmiast zniknęli nam z oczu. Ale nie ma się czym martwić – to zabawa. Pół godzinki po asfalcie i kawałek polną drogą i jesteśmy pod skałami.

Na początek wybraliśmy Łyse Skały – bo najdalej i drogi są wysoko oceniane punktowo. Pod ścianą już spory tłumek. Na początek przystawiamy się do jakiejś krótkiej IV+ -  rozgrzewkowo i nie ma kolejki. Następnie po kolei robimy parę dróg obok siebie – tam gdzie nie ma kolejek (od III+ do VI-). W sumie 7 dróg.

Obok, co chwila ktoś przystawia się do drogi wycenionej na VI.1+ i to pomimo życzliwych ostrzeżeń poprzedników. Ale mało komu udaje się ją przejść, jest tam chyba jakiś cwany patent. Drogi nie przechodzą nawet potencjalnie mocni klienci robiący VI.4 OS.

Przenosimy się na Łyse Zęby – tam znowu bez specjalnego oczekiwania kolejne trzy drogi – uff plan minimum już jest. Nieźle. Na południowej ścianie Łysej kupa ludzi ale udaje nam się wbić między dwoma zespołami w jakąś V+. Było szybciej , bo wisiały tam już ekspresy.

Obok zwolniła się VI.1. To trochę za dużo jak na moje obecne możliwości ale Tomek chce popróbować i pięknie ją prowadzi.

No to i ja próbuję poprowadzić. Trochę się męczę ale udało się. Huraaaa!. To z rozpędu jeszcze  III+ , bo nie zajęte.

Podochocony łatwym prowadzeniem VI.1 Tomek wbija się w VI.1+.

Ale niestety nie puszcza. Pół godziny w plecy. Ale nic to . Mamy już na koncie 15 sztuk.

Na Łysych zrobiliśmy prawie wszystko w naszym zasięgu, a do dróg które moglibyśmy jeszcze urobić –długie kolejki.

Zmieniamy rejon.

Rozstajemy się z Konradem i Herbertem. Cały czas wspinaliśmy się gdzieś obok siebie, ale nie udało się zamieniać drogami, jak wcześniej planowaliśmy. Albo my za wolno, albo oni za szybko i ciągle nie wychodziło.

Udajemy się pod Witkowe Skały ale coś zawiodła nas nawigacja (złe czytanie mapy) i trafiamy pod Sokołowe. Tu szybko machnęliśmy jeszcze 3 drogi i czas się zbierać do bazy. Za spóźnienie wysokie kary punktowe. Pięknie wyglądał z góry tłum ludzi podążających polną drogą w kierunku remizy.

Ostatnie dwa kilometry trzeba było oczywiście przebiec, ale udało się nie spóźnić – dwie minuty przed czasem.

W oczekiwaniu na wyniki popijamy piwko i konsumujemy pyszny bigosik przygotowany przez organizatorów. Główny żarłok Tomek wysępił kilka dodatkowych porcji, więc porządnie się najedliśmy.

Krystian z Rafałem są dobrej myśli. Sieknęli 20 niezłych dróg i liczą na dobrą lokatę.

Konrad z Herbertem też są zadowoleni ze swojego wyniku (11 dróg).

My zrobiliśmy 18 dróg. Wszystkie sportowo tzn. dwa prowadzenia, i uważamy to za bardzo dobry wynik. Wszystko bez napinki, bez biegania,  na totalnym luzie ale i bez zbędnych przerw - (mistrzowie zrobili 57 dróg !!!!!!!!!)

Wreszcie wywieszają wyniki.

A mówią, że cuda się nie zdarzają!!

Na 53 męskie zespoły zajmujemy 16-te miejsce. Biorąc pod uwagę, że wiekowo plasowałem się niewątpliwie w czołówce stawki uznajemy to za super wynik.

Wygraliśmy również z naszą klubową młodzieżą (Prosiątka Wredne były bardzo złe -24 miejsce), ale to rezultat lepszej strategii, a nie wspinania.

Naprawdę było super, niepowtarzalna atmosfera, bez kwasów i podchodów, dużo śmiechu, fajni ludzie (sporo znanych z okładek pism górskich) i fajne drogi.

Polecamy wszystkim przyszłoroczne zawody i do zobaczenia.

Darek Gierszewski

PS

W ferworze walki o punkty nie zabraliśmy aparatów fotograficznych.

Nie mamy więc żadnych zdjęć.

Gdzieniegdzie można nas wypatrzeć w galeriach memoriałowych - zobacz galerię.