Relacja z indywidualnego kursu teamu KOMANDO FOKI z Michałem "Guru" Górzyńskim

 

Zacznijmy od tego, że mamy z Monią dokładnie takie samo podejście do tematu wspinania: baw się, zmęcz się, szczytuj :) Gdyby nie świadomość, że wszyscy nasi fani czekają na pikantną relację to skończyłoby się na tym, że "byłyśmy w Sokolikach na kursie z Michałem "Guru" Górzyńskim" :) Czujcie się więc wyróżnieni, bo to dla Was spisałyśmy drogi i ich trudności, aby każdy kto stoi w kolejce, żeby pojechać z nami w skały wiedział z czym sobie poradzimy z prowadzeniem, a gdzie musimy iść "na drugiego" :)

Ale od początku: start sobota (21.05.2016) ok 17:00 no i ogień na tłoki, bo zaplanowałyśmy o północy być na miejscu, aby ekipa z poprzedniego kursu miała możliwość przywitania nas gromkimi brawami. I udało się. Zgodnie z planem (zdjęcia z fotoradarów jeszcze nie dotarły). Już samo słuchanie opowieści rozemocjonowanych ludzików mówiło nam, że nudzić się nie będziemy :)

W niedzielę, po baaardzo krótkiej nocy (jak się kładliśmy to ptaszki ćwierkały do wschodzącego słońca) Paulina, Marcinex i Tomek zabrali nas, aby pokazać co w skale piszczy. Troszeczkę powędkowałyśmy, aby oswoić się z dotykiem skały :) Spędziliśmy przemiły dzień. 

 

  

 

Trójka kursantów KW Olsztyn z poprzedniego turnusu musiała niestety wyruszyć w drogę powrotną, aby zwolnić nam łóżeczka w 9UPie. Do wieczora piknikowaliśmy na wyludnionej polance dogadzając sobie pyszną sałatką z łososiem.

Poniedziałek - dzień 1.

Michał zabrał nas pod Zieloną Płytę V- na Okiennej, aby sprawdzić czy potrafimy wiązać ósemkę :) Śmiejcie się śmiejcie... Głupio to brzmi, ale okazało się że nie umiemy :) Szybka lekcja ósemki na piętkę i ruszyłyśmy sportowo do góry. Potem jeszcze Solarium IV z dołem i Michał stwierdził, że jesteśmy gotowe pójść o level wyżej... ja wiedziałam, że się rozwiniemy na tym kursie, ale takiego tempa to się nie spodziewałam :) Szare Zacięcie VI na Sukiennicach było nasze - coprawda na wędkę, ale jak na pierwszy dzień to i tak nieźle.

Potem instruktor zalecił "puszczaniae się" na Kurtykówce VI (tej Babowej). Nauka techniki latania i reakcji asekuranta jest nieoceniona i wcale nie taka łatwa. Później troszkę ugłaskałyśmy naszą zmechraną lataniem psychikę i sportowo zrobiłyśmy Dozentówkę IV+ i Ku Chwale Kursantów V.

 

 

 

Zachód słońca przyszło nam podziwiać z Małego Sokolika, gdzie podczas wejścia Michał asekurował nas "z ciała"... i to jakiego ciała :)

 

 

Wtorek - dzień 2

Wybraliśmy się w Rudawy. Naszym celem były drogi na Fajce. Po krótkim kursie budowania stanowiska na ziemi Michał stwierdził, że ma bardzo zdolne kursantki i na pewno sobie poradzimy z prostą drogą tradową. Monia poprowadziła Świerkowe Zacięcie III, a ja Komin Południowy III. Po desancie Michał poprowadził nas Drogą przez okno IV+ i tym sposobem KOMANDO FOCZKI wczłapały się na sam szczyt Fajki :)

 

 

Pokatowałyśmy się również klinowaniem w rysach. O tyle, o ile Szeroka Rysa V okazała się być nawet do przejścia, o tyle Rysa Dolores VI okazała się być bardziej oporna. Sowicie zrosiła nam pachy i czoła, ale się udało. Dodatkową presję wywarła na nas krążąca nad nami burza i echo grzmotów odbijających się od skał. Nasz Guru jednak był twardy i mimo deszczu sportowo zrobił Superdiretissimę VI.2.

W drodze powrotnej zawarliśmy jeszcze nowe znajomości pod lokalnym sklepem i wróciliśmy do bazy w celu zaspokojenia doskwierających nam, jak zwykle po ciężkim dniu, potrzeb napojowo-jedzeniowych :)

 

Środa - dzień 3

Ostatni dzień spokoju w 9-upie przed długoweekendowym nalotem rozpoczęliśmy Michałową jajeczniczką z kabanosami - specjalność mistrza kuchni :) Oczywiście cały dzień na topie był wspin tradowy. Na pierwszy ogień - Krzywa Turnia - ja poprowadziłam Zad Żubra IV, Monia drugi wyciąg Żubra III+ i ja ostatni wyciąg Kroczek IV. 

 

  

 

Na deser - Duży Sokolik - ja poprowadziła Czołg IV, a Monia drugi wyciąg trudniejszym wariantem (Czołg Wprost V), bo ambitna jest nieprzeciętnie :) 

 

  

 

To był bardzo dobry dzień Moni - pocisnęła jak mistrzyni :) W nagrodę po powrocie mogła przygoować pyszny oiad :) W nocy - korzystając z długiego weekendu - zjechała do 9-upu potężna ekipa KW Olsztyn. Myśl pozostawała jedna - ojj będzie się działo :)

 

Czwartek - dzień 4

Warunki w 9-upie i co za tym idzie w skałach zupełnie się zmieniły. Długi weekend przygnał tyle ludzi, że z cudem graniczyło dostanie się o czasie do toalety za potrzebą. O dogadzaniu sobie makaronem z łososiem i sosem śmietanowym można było zapomnieć, bo ugotowanie tego to jeden problem, a znalezienie czystego talerza i widelca to już inna sprawa. Nawet przez myśl nam przeszło czy nie wykorzystać triku z rezerwowaniem leżaków za granicą i o świcie zaklepać sobie drogę liną lub uprzężą, ale Michał stwierdził, że zna takie skały gdzie nie będzie ludzi. I faktycznie... przyciągnął nas pod Zapomnianą. Powiem tak - wcale się nie dziwię, że tam było pusto i zupełnie nie dziwi mnie nazwa skały, bo każda z nas chciałaby chyba o tym zapomnieć. Po raz pierwszy od początku kursu poszła w ruch apteczka. Tarka to zbyt delikatne określenie. Za zrobienie Uśmiechu Teściowej VI.1 sam Guru zaproponował skrzynkę złotego napoju... i skoro taka motywacja na nas nie zadziałała to oznacza, że było to totalnie poza naszym zasięgiem. Udało nam się zmęczyć Czarną Perłę VI, ale o posiadaniu linii papilarnych po kontakcie z tą skałą mogłyśmy pomarzyć. 

 

  

 

Aby nie chodzić zbyt daleko podeszliśmy pod Szarą Turnię, aby poćwiczyć klinowanie w rysie. Pękniętą Tablicę VI i Easy Max V+ możemy uznać za rozpracowane. W związku z tym, że Jastrzębia Turnia była tuż obok to tam właśnie wylądowaliśmy. Ja poprowadziłam pierwszy wyciąg Wielkiego Zacięcia IV, a Monia drugi wyciąg wariantem na Główny Wierzchołek V-. 

 

   

 

Na szczycie wpis do magicznego pamiętnika i desant. U stóp skały podziwiałyśmy jeszcze wojowników , którzy próbowali zwalczyć Mandalę. Dla nas marzenie... może kiedyś :) Dzień dobiegał końca, a my głodni jak wilki. Marzyła nam się cieplutka pizza i dlatego zamówiliśmy ją już pod skałą :) Michał z Martą postanowili w ostatniej chwili zrobić jeszcze jedną drogę, więc my z Monią ogarnęłyśmy szpej i wyruszyłyśmy do bazy, aby pan z pizzerii nie nakarmił naszym obiadem nikogo innego. Padło tylko pytanie od Marty: traficie dziewczyny? Oczywiście, że trafimy - w dół, w prawo i wzdłuż siatki... Hmmm... zeszłyśmy na dół i ogrodzenia z siatki były trzy :) No cóż... głupio się przyznać, ale na wszelki wypadek nie zabierajcie nas ze sobą na biegi na orientację, bo słabe z nas kompasy :) Dzwoniłyśmy nawet do Marcina, ale przez telefon z Olsztyna ciężko mu było nam pomóc :) A super nawigacja mówiłą, że mamy 1400 kroków do celu, tylko nie mówiła w którą stronę :) Chciałyśmy dobrze, a wyszło jak zwykle... Michał schodząc zgarnął po drodze swoje zagubione owieczki :)

 

Piątek - dzień 5

Wiedziałyśmy, że nasz najlepszy instruktor na świecie lubi budować napięcie, więc na sam koniec kursu mogłyśmy się spodziewać wisienki na torcie i tak też było. Torcikiem była coprawda znana nam już Krzywa Turnia, ale zupełnie inną drogą - drogą, która sieje postrach wśród kursantów. Rysa Gorayskiego V+ dla Michała Guru Górzyńskiego, który podchodzi tam w podejściówkach to bułka z masłem. Pierwszy wyciąg poprowadziła Monia. Walczyła długo i namiętnie. Krew, pot i łzy, ale udało się.

 

  

 

Ja poprowadziłam drugi wyciąg. Do tej pory zastanawiam się jak ja to zrobiłam. Działanie na adrenalinie u mnie wspomaga motywację, bo Michał stwierdził, że nigdy tak pewnie i w takim tempie nie osadzałam przelotów :) A ja po prostu walczyłam o życie. Mięśnie się gotowały od zapierania, rozpierania i podpierania. Oczywiście nie podarował mi ostatniej rysy, która wyjątkowo nie pasowała do mnie rozmiarem - pięść za mała, przedramię za długie, stopa za wąska, a w poprzek za długa... echhh.. tylko spokój mnie uratował i walka o każdy przeczołgany centymetr. Już nawet rozmawiałam ze swoimi stopami, żeby zechciały współpracować i nie wysuwały się kiedy ich potrzebuję :) Po wyjściu na stanowisko... chwilowy zgon :)

 

  

 

 

Monia  w sumie po drugim wyciągu miała już dość i stwierdziła że na Krzywej już była więc zostanie na stanowisku :) Ostatni wyciąg do szczytu poprowadził Michał - satysfakcja z przełamania strachu była niesamowita. Powrót do bazy jak zwykle motywowany był zimnym napojem chłodzącym no i oczywiście wymianą doświadczeń i emocji z całego dnia z pozostałą częścią ekipy KW Olsztyn, która w ciągu dnia rozpełzła się po wszyskich możliwych skałach Sokolików. Wieczór upłynął na śmiechach i chichach oraz poważnych rozmowach o życiu i pasji :)

 

Sobota - dzień 6

Poranek nie okazał się być dla nas zbyt łaskawy pogodowo. Krążące chmury nie nastrajały pozytywnie, ale jednak wyruszyliśmy pod skałę, bo czekała nas lekcja z autoratownictwa i autoasekuracji. Prusikowanie to stanowczo nie jest nasza specjalność :) 

 

 

Po wyrobieniu norm programowych zdecydowaliśmy się na próbę przejścia Rysy Tota V. Niestety zaczął padać deszcz. Przeczekaliśmy nawet godzinkę z nadzieją, ale nasza obecność nie wpłynęła na decyzję deszczu o niepadaniu :( Legendarna droga została jako plan na przyszłość do realizacji.

 

Olsztyńska ekipa po analizie prognoz pogody zadecydowała odwrót, bo deszcz zadomowił się w Sokolikach na najbliższych kilka dni. Wszyscy z bólem się pakowali. 

 

 

Tydzień minął bardzo szybko, dużo za szybko... przebywając wśród ludzi z pasją i w takim miejscu zawsze czasu będzie za mało żeby się tym zadowolić :)

 

Z tego miejsca w imieniu swoim i Moni chciałabym podziękować przede wszystkim Michałowi "Guru" Górzyńskiemu za jego profesjonalizm, za ogrom przekazanej wiedzy, za cierpliwość do czasem zakręconych jak słoik kursantek i za traktowanie z dystansem naszych żartów i żarcików :) Moni chciałam też przy okazji podziękować za przepis na sałatkę z łososiem, za wsparcie w trudnych chwilach i znoszenie zapachu spagetti pod łóżkiem przez całą noc :) 

Kochani - pasja i wspólnie spędzony czas łączy ludzi :)

 

 

to mówiłam ja - Kryśka

 

FILM