BIWAK ZIMOWY NPM 2015

            Styczniowa zima w Olsztynie nie pozwoliła się wyszaleć. Brak warunków na narty, brak warunków na biwak lodowy, brak warunków na … generalny brak. Brak jest nudny i powoduje, że zaczynam wyszukiwać pomysłów na zabicie monotonii. Tym razem padło na biwak NPM. Stałym czytelnikom magazynu górskiego NPM nie trzeba tłumaczyć co kryje się pod hasłem „Zimowy Biwak NPM”. Rok w rok magazyn z pomocą licznych sponsorów organizuje trzydniowy biwak, który to obfituje we wszelakiego rodzaju szkolenia z zakresu kwalifikowanej turystyki górskiej. Szybki telefon do redakcji magazynu poskutkował dwiema miejscówkami. Szczęśliwą nowiną dzielę się z Moniką, z którą to o biwaku rozmawiałam już podczas listopadowego pobytu w Tatrach. Pozostało tylko odczekać te kilka tygodni i …. jesteśmy.

 

            20 lutego około 5ej rano lądujemy w Bystrzycy Kłodzkiej skąd wyruszamy dalej do schroniska PTTK Jagodna na Spalonej. Na miejscu biwaku meldujemy się około 11ej. Przy okazji spotykam znajomego, którego poznałam w grudniu w Tatrach. Mamy jakieś trzy godziny na rozbicie namiotu i zorganizowanie jakiegoś ciepłego posiłku. Rozbicie namiotu, żadna sztuka - robiłam to przecież tysiące razy. Niestety wcale nie poszło tak gładko jak się spodziewałyśmy. Żadna z nas nie pomyślała, że w zmarzniętą ziemię, choć nie wiem jak byśmy się starały, nie wbijemy śledzia. Hmm przydałyby się jakieś igły do trawek. Ostatecznie uporałyśmy się z namiotem i przystąpiłyśmy do szykowania „pełnowartościowego” obiadku.

 

            O godzinie 14ej rozpoczynają się prelekcje. Na początek prezentacja rejonu Gór Bystrzyckich. Zaraz potem idziemy w teren na zajęcia z awaryjnego biwakowania w górach i kuchni polowej. W planie kopanie jamy śnieżnej. Cóż, niewystarczająca pokrywa śniegowa niestety nie pozwala na kopanie. W zamian nasze jamy zostają usypane. Kilkoro biwakowiczów decyduje się na noclegi w naszych jamach. Wszyscy przetrwali bez odmrożenia i nikomu dach nie spadł na głowę . W trakcie budowania jam szybkie gotowanie gulaszu liofilizowanego firmy LYO (w prezencie dostaliśmy po paczce liofila na wynos). Pycha - zjadłam sama prawie cały. Nie wiedzieć czemu, inni nie bardzo mieli apetyt. Monika niestety mocno wygłodniała wracała do namiotu z nadzieją na solidny posiłek. Jak się potem okazało, program biwaku był tak nabity atrakcjami, że nie starczało czasu na posiłki. Opłaciło się zjeść cały gulasz samej ;)

 

   


 

Kolejne zajęcia to cykl wykładów; szkolenie z fotografii górskiej (na czas biwaku chętni dostają sprzęt Olympusa do fotografowania), medycyna górska, relacja z wyprawy polarnej Nordhorn połączona z praktycznym tematem dbania o stopy podczas zimowych wypraw (w prezencie dostaliśmy po parce skarpet merino). Na koniec relacje z wypraw na Kilimandżaro i do Ałtaju Mongolskiego. Około północy wynosimy się na spoczynek do namiotu. Temperatura na dworze bardzo przyzwoita, około -6 stopni, trochę wieje, ale chyba uda się wyspać nie marznąc?

 

  

 

            Poranek, około 7:00 budzi mnie lekki chłód odczuwalny na twarzy. Hmm szronu w namiocie nie ma i w sumie budzę się wyspana. Monika niestety trochę zmarzła. Dzień zapowiada się bardzo intensywnie. Zaczynamy od kolejnej części szkolenia z fotografii. Zaraz potem zaczynamy bardzo intensywną pracę w 6cio osobowych drużynach. Nasza drużyna otrzymuje kryptonim operacyjny „MAKALU”. Cały dzień walczymy w terenie;

 

szkolenie lawinowe,

 

 

 

 praca z rakami i czekanem (podchodzenie, schodzenie, upadanie, wstawanie, hamowanie ufff),

 

 

 

wyprawa na biegówkach

 

 

 i na koniec zajęcia z terenoznawstwa. Te ostatnie szczególnie interesujące dla mnie ze względu na szkolenie z użyciem GPS.

 

   

 

 

 

 

 

Nabyte umiejętności sprawdzamy w praktyce. Każdy dostaje własny GPS oraz współrzędne do wprowadzenia. Zadanie polega na dojściu do wytyczonego punktu i odnalezieniu „Rogera” (słodkiej niespodzianki). Żeby było łatwiej, zadanie wykonujemy dodatkowo w rakietach. Po wykonanym zadaniu łapiemy krótką chwilę na sporządzenie ciepłego posiłku w naszym namiocie. Zaraz potem wykład; wzywanie pomocy w górach, który kończymy wystrzeleniem w nocne niebo racy, rozświetlającej całą polanę ognisto - czerwonym płomieniem.

 

  

 

Kolejną, choć jeszcze nie ostatnią atrakcją tego wieczoru jest nocny spacer w rakietach na Jagodną. Niestety mała ilość śniegu nie pozwala poszaleć, tłum 60 osób jedna za drugą średnio mi pasuje więc dyskretnie wycofuję się na tyły i maszeruję po śladach jakieś 200 metrów za stadem. Przyprószony śniegiem las w świetle czołówki wygląda pięknie. Kiedy wracamy, na Spalonej czeka ognisko i kiełbaski. Przy okazji zauważam, że wieczór jest chłodniejszy od poprzedniego. Ciekawe jak będzie się spało w namiocie?

 

  

 

Około 21ej rozpoczynamy spotkanie z gościem specjalnym - Denisem Urubką, zdobywcą Korony Himalajów, jednym z obecnie najbardziej popularnych i przebojowych himalaistów. Już wcześniej w ciągu dnia kręcił się po schronisku, trafiło nam się posiedzieć wspólnie przy stoliku popijając kawę. Piękna, poruszająca prelekcja poświęcona wyprawie na K2, przeplatana wątkami osobistymi i wypełniona wspomnieniami o dzieciach. Prelekcja tak bardzo osobista, poruszająca problem rodzicielstwa wspinacza że w kilku momentach przyprawia mnie o łzy. Po prelekcji czas na wspólne fotografie i autografy. Około 1ej w nocy udajemy się na zasłużony spoczynek. Tak, ta noc zapowiada się zdecydowanie chłodniejsza.

 

    

            Kiedy rankiem około 7ej otwieram oczy, widzę Monikę skuloną w pozycji siedzącej, szczelnie opatuloną śpiworkiem. Niestety dziś też zmarzła, noc nie okazała się dla niej zbyt łaskawa. Odpalamy kartusz i szykujemy ciepłe śniadanko. Zajęcia rozpoczynamy około 8:30 kolejnym wykładem na temat fotografii. Powoli zbliżamy się do finału biwaku, zanim to jednak nastąpi startujemy w grze terenowej. Celem gry jest sprawdzenie umiejętności nabytych podczas obozu. Zostaję mianowana kierownikiem naszej ekipy. Grupa operacyjna „Makalu” sprawnie zalicza kolejne stanowiska; biwak awaryjny i budowanie jamy (sędzia karnie skraca nam czas wykonania zadania za falstart z 10 do 7 minut), topografia i wyznaczanie współrzędnych na mapie, praca z GPSem, pierwsza pomoc przedmedyczna, stanowisko z rakami i czekanami, zdalnie sterowana fotografia, ratownictwo lawinowe (pipsy) i chyba ostatnie; kuchnia polowa.

 

   


 

Gotowanie okazało się zadaniem, któremu nie zupełnie sprostaliśmy. Polegało na zagotowaniu na kartuszu pół kubka wody w ciągu 10 minut. Ja skręcam palnik, chłopaki szykują murek przeciwwiatrowy, Monia napełnia kubek śniegiem, odpalamy, gotujemy, dosypujemy. Ktoś poprawia kubek na palniku, wszystko prawie się przewraca i mamy problem z ustawianiem kartusza. W między czasie ja dowalam śniegu do kubka. Cholera, czas leci a woda nie chce zacząć wrzeć! Wreszcie pojawiają się pierwsze bąbelki i … czas minął. Bezlitosna komisja zalicza zadanie tylko w połowie.

 

 

 

Zostają jeszcze dwa zadania teoretyczne. Pytanie od naczelnego NPM; Jaki najwyższy szczyt zdobył redaktor naczelny Tomasz Cylka? Burzliwa narada, Mont Blanc, Elbrus, Kilimandżaro, Aconcagua? Czas się kończy, kierownik grupy musi podjąć decyzję. Nie mam pojęcie ale strzelam, postanawiam zaufać propozycji rzuconej przez Monikę: Aconcagua. Udało się! Wreszcie ostatnie zadanie. Puzzle z wizerunkiem jakiegoś płaskiego pagórka. Należy podać jego nazwę i wysokość. Strzelamy Śnieżnik 1425 m n.p.m. Znów trafiamy. Grę zakończyliśmy ze stratą 5 punktów za gotowanie co pozwala na zajęcie 2 miejsca. W nagrodę otrzymujemy bluzki termoaktywne coolmax firmy Alpine Direct. Na zamknięcie biwaku podane zostają wyniki konkursu fotograficznego Olympusa. Udaje mi się złapać jedną z trzech nagród. Oficjalna relacja z biwaku pojawi się na łamach kwietniowego wydania magazynu NPM.

 

            Cały biwak to świetne wydarzenie towarzyskie i super zabawa. Pod kątem szkoleniowym jest to propozycja przeznaczona raczej dla bardzo poczatkujących turystów górskich. Dostanie się na biwak nie jest jednak zadaniem prostym. Co roku liczba chętnych mocno przekracza limit miejsc. Aby zostać zakwalifikowanym trzeba wziąć udział w konkursie a potem jeszcze zostać wylosowanym. Mimo to gorąco polecam.

 

Zdj. 47-52

 

 

Izabela Werner