EUROTRIP WSPINACZKOWY
Pod koniec lipca mieliśmy w planach wyjazd na Piz Badile, ale zawsze musi być jakieś „ale”. Marcin nie dostał urlopu, a w Alpach i Dolomitach przez tydzień leje. Zmieniamy plany – gdzieś na południe, gdzie świeci słonko. Do ekipy ( Andrzej-Laos i ja) dołącza Piotrek i Łukasz (Chomik), którego mamy zgarnąć po drodze z Katowic.
Przed wyjazdem Andrzej zamontował na dachu swego auta takie cudo – dom na kółkach.Dom na kółkach
Jak pech, to pech. Nie zdążyliśmy wyjechać z Olsztyna i już kraksa. Zderzenie nastąpiło ze stropem garażu Piotra – zapomnieliśmy o namiocie na dachu. Straty spore, ale damy radę. Jedziemy. Teraz nawet na S-7-ce sprawdzamy wysokość wiaduktów. Planowo zgarniamy Łukasza i ciśniemy na południe. Może na początek Hollental? Prognozy niezłe. Zajeżdżamy.
Od ostatniego pobytu trochę się zmieniło. Kontener z kibelkami został obudowany drewnianą chatką i nocleg nie jest już darmowy. Camp w Hollental
Jest sobota wczesne popołudnie. Parking zabity autami, a camping namiotami. Coś tam znajdujemy dla siebie i jedziemy trochę się rozruszać. Na początek dolina Mały Hollental , ściana Vordere Loswand. Piotrek z Chomikiem na Gratkamine IV+, ja z Andrzejem na Loswandkamine z dość dziwnym opisem III+ ostatni wyciąg V- A0 ( obie drogi 200-250m).
Chłopaki ruszają pierwsi ( ich droga była bliżej ), my po kilkunastu minutach też odnajdujemy wejście w swoją drogę ( klasycznie przed godz.16-tą). Początek łatwy idziemy bez asekuracji. Wyżej postanawiamy iść na lotnej. Drugi kominek na tej drodze wyceniony na III+ wycisnął ze mnie wszystkie poty. Gdyby nie strach przed dłuuugim lotem (lotna asekuracja i ostatni przelot ze sparciałych starych taśm), to chyba bym poleciał. Już myślałem, że ze mną coś nie tak, ale Jędrek po dojściu do mnie potwierdził moje odczucia – Jezu! dobrze, że tego nie prowadziłem. Podchodzimy pod kluczowy wyciąg. Prowadzi Andrzej. Bardzo ciasny lekko przewieszony kominek. Już wiemy, co oznaczało to A0. Chwytając się za pętle, haki i wszystko co siedziało w ścianie, wspomagając się staniem w pętli przechodzimy ten wyciąg. Uff, normalne A0 wygląda trochę inaczej. W nowszej wersji przewodnika jest VI A0. Kończymy drogę i kolejny pech. Jędrkowi spada but wspinaczkowy (nowy). Ja oceniam bardzo nisko szanse na odzyskanie go ( ściana jest wielka i mocno urzeźbiona). Andrzej zjeżdża kawałek, ale nic nie widać. Podchodzimy na pik i ok. 1,5 godz. czekamy na drugą ekipę. Wreszcie są. Narzekają trochę na kruszynę. Zrobiło się ciemno, a przed nami zejście bardzo fajną ferratą, niestety nic nie widać. O 22-giej jesteśmy na campie. Kolacja i zasłużony odpoczynek. Loswandkamine
Następnego dnia prognoza jest średnia – przelotne deszcze. Jędrek z Chomikiem postanowili jednak odzyskać but ( przejść jeszcze raz drogę od dołu), ja z Piotrkiem wybieramy jakąś łatwą grań + ewentualnie ogródek wspinaczkowy sportowy. Po małych perypetiach z dotarciem pod drogę ( przewodnik po Hollentalu jest bardzo specyficzny i nie jest łatwo trafić tam gdzie się chce) szpeimy się i zaczyna padać. Na szczęście jest fajna koleba, przeczekujemy. Chłopaki też rezygnują z przejścia drogi, ale idą ratować but od góry.Hollental zejście
Po deszczu sprawnie przechodzimy wybraną drogę i wszystkie obite w ogródku ( od IV do VI). Wracamy na parking pierwsi i przygotowujemy obiad. Za chwilę zjawiają się poszukiwacze – pełen sukces, but odzyskany. Hura!! Andrzej i Chomik nie są zachwyceni wspinaniem w Hollentalu, dlatego następnego dnia ruszamy do Ospu w Słowenii. Po drodze zwiedzmy Jaskinię Postojną ( drogo, ale warto). Jaskinia jest tak duża, że w środku jeździ się kolejką. Jaskinia Postojna
Późnym popołudniem meldujemy się na campie w Ospie. Zaliczamy szybko jeszcze jeden kraj – po zakupy trzeba pojechać do Włoch do Triestu. Wieczór przy piwku z widokiem na skały.Widok z campu w Ospie
Rano wybieramy się na wspin do miejscówki Crni Kal. Znajdujemy zacienioną ścianę i robimy po kilka dróg w przedziale IV-VI.
Wspin w Crni Kal Crni Kal
Potem jedziemy zobaczyć kultowe miejsce Misja Pec z bardzo trudnymi drogami.Formy naciekowe w Misja Pec
Podchodzimy pod drogę Strelovod ( najlepsza w kapowniku Michała G. 8c+). Jędrek podchodzi do pierwszego przelotu. Fotkę wysyłamy Górzyniakowi z komentarzem, że droga zaraz padnie. On za chwilę odpisuje, że w tej temperaturze to możemy sobie co najwyżej popływać. Faktycznie – zimno nie jest.Strelovod
Zimno nie jest
Najbardziej chcemy powspinać się wielowyciągowo, więc po południu ruszamy do Paklenicy. Wieczorem jesteśmy już na campie w Seline pod Starigradem. Późna kąpiel w morzu wcale nie chłodzi. Ze względu na koszmarny upał postanawiamy wspinać się wcześnie rano. Ja optuję za pobudką o 4-tej. Po negocjacjach staje na 5-tej.
Nie udało się, ale i tak parę minut po 7-mej jesteśmy pod najlepszą miejscówką w Paklenicy, pod pn. ścianą Anicy Kuk.Anica Kuk
Na pierwszy dzień wybieramy krótkie obite 4-wyciągowe drogi - Kamasutra 150m 5b+ Piotrek i Andrzej oraz Figurae Veneris 160m 6a Łukasz i Darek. Prowadzę pierwsze dwa wyciągi. Dzisiaj Chomik coś nie w formie ( chociaż wczoraj było sportowo – po 1 piwku). Najpierw odpada idąc na drugiego, a potem nie może przejść kruksa na wyciągu za 6a. Jakoś udaje mi się to przejść – na blokach. Potem już jest łatwiej i kończymy drogę. Druga ekipa już na nas czeka – przeszli szybko i sprawnie. Obie drogi warte polecenia. Skała pewna, obicie może nie takie jak na Jurze, ale wystarczające do bezpiecznej asekuracji. Piotrek na Kamasutrze
Zejście w straszliwym upale daję się mocno we znaki. Z powodu upałów potok płynący normalnie Wielką Paklenicą wysechł. Ale na szczęście pozostała niezła kałuża w której zażywamy kąpieli na zejściu..
Kąpiel
Wspinamy się jeszcze chwilę na drogach sportowych, ale nie, jest za gorąco. Potem już tylko siesta na plaży.Sport climbing
Następny dzień przeznaczany na jedną z klasycznych dróg na Anicy Kuk – Mosoraśki 350m 6a. Wcześnie rano jesteśmy pod ścianą. Idę w pierwszym zespole z Jędrkiem. Początek bez historii. Potem o jeden wyciąg za wcześnie robię długi trawers na cały wyciąg. Przez to funduję sobie trochę adrenaliny wspinając się przez dwie długości liny w pionowym terenie czwórkowym z bardzo słabą asekuracją. Właściwa droga jest obita, więc nie mieliśmy żadnego szpeju do asekuracji, tylko parę pętli zarzuconych na ruszające się głazy i kilka starych haków. Drugi zespół poszedł normalną obitą drogą. Dochodzimy pod kluczowe wyciągi. Andrzej przechodzi je szybko i sprawnie.
Za wcześnie zrobiony trawers Łukasz w kluczowym wyciągu
Czekając na drugą ekipę pod pikiem ucinamy sobie krótką drzemkę. W sumie droga trochę nas rozczarowała. Oprócz dwóch najtrudniejszych wyciągów nie była specjalnie porywająca. Przy powrocie kolejna kąpiel w coraz mniejszej kałuży. Poziom wody obniżył się o pół metra. Na piku
Na następny dzień Andrzej z Łukaszem wybrali sobie obitą drogę Domżalski 120m 6a na Stupie (zachodni filar Anicy Kuk), chyba jedną z najbardziej fotogenicznych dróg w Paklenicy.
Stup Chłopaki na Domżalskim Stup
Ja z Piotrem idziemy na północne żebro Veliki Ćuk 170m 4b+. Droga bardzo ładna, z pięknymi widokami. Kończymy ją szybko i pędzimy do ulubionej kałuży. Piotrek zszedł jeszcze do knajpki w wąwozie i przyniósł zimne piwko. Prawie raj. Dzięki Piotr! Po godzinie dochodzi druga ekipa. Chłopaki są pod wrażeniem pięknego wspinania po płytach w dziwnych formacjach skalnych. Wracamy na camp i znowu laba na plaży.
Na ostatni dzień wybieramy drogę Karabore 120m 5b na Stupie. Na pierwszy ogień rusza Piotrek w parze z Andrzejem. Dwa pierwsze wyciągi prowadzą rysami i kominem. Ledwo, ledwo udaje mi się je przeprowadzić, bo dzisiaj to ja mam słaby dzień. Dopadła mnie konieczność częstego zdejmowania uprzęży. A gdzie łojant?
Bardzo ciekawe jest drugie stanowisko. Znajduje się ono w małym kociołku eworsyjnym średnicy ok. 1m i głębokości ok 1,5m. Nie trzeba zakładać stanu, bo nie da się z niego wypaść. Dwa następne wyciągi prowadzą po płytach, Jeszcze tylko dwa zjazdy i lądujemy pod ścianą. Zjazd ze Stupa
Dzisiaj odpuszczamy kąpiel w kałuży Wracamy na camp, pakowanie, obiad i pozostała już tylko 16-godzinna podróż do domu. Zaliczyliśmy 6 krajów ( przez moment chcieliśmy wracać przez Węgry i Słowację - to byłoby 8 ), wspinaliśmy się w trzech kompletnie różnych rejonach. Wróciliśmy pełni wrażeń, ale chyba nie za mocno nawspinani. Lato nie jest jednak dobrym wyborem na wspin w Paklenicy, ale w tym roku pogoda zadecydowała za nas.
Darek Gierszewski