„… pamiętaj, na MAS-ie najważniejszy jest długopis …”

 


      To już chyba tradycja majowa, że zbieramy się i jedziemy do Krakowa wziąć udział w corocznym Memoriale Andrzeja Skwirczyńskiego organizowanego przez Klub Wysokogórski w Krakowie. W tym roku wypadło to 27 maja, a że KW Kraków zamówiło piękną pogodę to obiecaliśmy im że ich odwiedzimy ;) Niestety w tym roku skład mieliśmy delikatnie okrojony, ale za to pierwsze „buły” godnie reprezentowały KW Olsztyn ;)

Szalona Baśka                                            Barbara i Darek

MASakra, BAŚKA znowu nie pije!!!            Kasia i Marcin

Bimbrownicy z Warmii stolicy                   Wojciech i Andrzej

Baśka po nalewce                                      Monika i Adam

Orki z Majorki to takie BAŚKI :)                Paulina i Sylwia

     Dojazd na miejsce zajął nieco ponad 6h. Drugi samochód zamknął peleton ok godziny 1:00 w nocy, zatrzymując się w podkrakowskiej ostoi ciszy i spokoju mianowicie u Pani Haliny Gzylowej w Łazach. Jako, że KW Olsztyn nie potrafi inaczej cieszyć się ze wspinania trochę zakłóciliśmy spokój domowników i żółta kartka powędrowała na konto klubu. Całe szczęście tylko na tym się skończyło :) Tęgie głowy obmyśliły taktykę na dzień zawodów przy piwku oraz ogórku i spokojnie można było iść spać.

      W sobotę pobudka około 7:00. No jak mus to mus, kawka śniadanie plus przepakowanie plecaków i można było się instalować do aut i przejechać na miejsce zawodów do doliny Kobylańskiej. MAS 2017 pod dwóch latach został przeniesiony do sąsiedniej doliny, taki tego plus że o Ryśku słuch zaginął i spokojnie można było ładować łapy w klamy :)

      Standardowa odprawa techniczna o 9:30, czyli odebranie pakietów startowych, omówienie regulaminu i krótkie zasady BHP i PPOŻ. O 10:00 można było wyrwać karty startowe ze sznura i gnać w głąb doliny. Tak też się stało po dotarciu do miejsca ustalonego w ściśle tajnej naradzie a mianowicie Skalnego Muru okazało się równie błyskotliwą taktykę obrała połowa MAS-a :) Łokcie w ruch i po chwili znalazły się drogi dla czterech olsztyńskich zespołów  na spokojnie można było załoić sytą „czwóreczkę”. Darek z Basią zostali na skałach w okolicy biura zawodów przy Żabim Koniu, że niby żurek bliżej czy coś takiego. Reszta zespołów zgodnie wymieniała się na drogach w ramach współpracy.

      I jak zawsze czas zniknął miedzy skałami i trzeba było się powoli klarować. 16:00 wybiła a o 17:00 deadline. Cześć została porobić jeszcze po drodze, ja z Kaśką zaczęliśmy schodzić powoli do bazy. Niestety na drodze stanęła n Dwoista Turnia i możliwość dorobienia czegoś do listy. Więc skok w bok dwie drogi dopisane i można było wracać żeby zmieścić się w regulaminowym czasie(bo przecież nikt nie chciał karnych punktów za spóźnienie). Wcześniej minęli nas Andrzej z Wojtkiem, my chwilę za nimi i później reszta Baśkowej ekipy. 

  Karty zdane, żurek zjedzony czas piwo. W międzyczasie Paulina wystartowała w swojej ulubionej konkurencji przechodzenia pod stołem, a reszta jej dzielnie kibicowała (stojąc po piwo w kolejce). Ku ogólnemu zdziwieniu żaden z zespołów z Olsztyna nie stanął na pudle :) ale zgarnęliśmy kilka specjalnych nagród. Przyszedł czas wracać ma kwaterę prywatną do Pani Gzylowej. Tym razem spokojnie w ciszy styrani cieszyliśmy się ciepłym wieczorem i zimnym piwem.

 

      Kolejne dni zapowiadały się równie słonecznie i ciepło więc nie pozostało nam nic innego jak przedłużyć weekend MAS-owy i pozostać na jurze dwa kolejne dni.

 

Kaszubowski Marcin