KURS WSPINACZKI SKAŁKOWEJ MULTIPITCH M&M’S 21-26.06.2015

20.06

Nadeszła chwila, kiedy przyszło się nam spakować i ruszyć w drogę. Po ponad rocznej przygodzie na panelu Naszym celem -dość oczywistym- stał się kurs wspinaczki skałkowej na własnej asekuracji. Cała Nasza trójka, żądna przygody i wiedzy związanej z nowymi doświadczeniami, które niesie za sobą wspinaczka tradowa ruszyła w sobotę 20.06 wczesnym rankiem skoro świt przed 12 w góry Sokole.

 

Zaraz po przyjeździe do 9’Up-u, Aga managerka oznajmiła nam, że Michał chyba o nas zapomniał gdyż rezerwacja noclegów zaczynała się od niedzieli, a teraz niestety  nie ma dla nas miejsca. Taka sytuacja… na dzień dobry miła wiadomość. Na szczęście nie popsuło to nam humorów. Po kilku kwadransach okazało się, że jakaś ekipa nie dojechała i całe poddasze mamy tylko i wyłącznie do swojej dyspozycji. 

21.06

Następnego dnia kolejna dobra wiadomość: leje jak z cebra i trzeba instruktora odebrać z dworca jak też się stało. Po szybkim śniadaniu Michał przystąpił do wstępnego instruktażu. Jak się szybko okazało niewiele tego było,  ponieważ każde z nas miało już za sobą wyjazdy w skały, więc wiedza przekazana uprzednio na MULTIPITCH INTRO była dość solidnie odświeżana. W międzyczasie wyszło słońce i wraz z wiatrem osuszyło skałę dzięki czemu śmiało mogliśmy w końcu ruszać w teren.

Na pierwszy ogień poszła Jastrzębia Turnia. Tam Michał opowiadał o sprzęcie potrzebnym do wspinaczki tradowej. Friendy, kości, heksy: jak powinny być osadzane, jak dobierać odpowiedni sprzęt do rzeźby skały. Później zrobiliśmy kilka dróg sportowo w ramach rozwspinania. 

 

Tak minął nam pierwszy dzień wspinania. Po powrocie pyszna kolacja w wykonaniu dziewcząt, mini biesiada i lulu.

 

22.06

Tego dnia dla odmiany wybraliśmy w Rudawy. Celem miała być pierwsza droga na własnej. Rano po pożywnym śniadanku zapakowaliśmy się do auta i sruu na Rudawy. Po szybkim podejściu zawitaliśmy na Fajce. Po dojściu pod ścianę zrzuciliśmy plecaki i zrobiliśmy pauzę na herbatę, kawę oraz papieroska, po czym zaczęło się szpejenie. Sugestie Instruktora jak zawsze trafne i po 10 minutach dziewczyny były gotowe na swoje pierwsze tradowe prowadzenie. Pierwsza ruszyła Sylwia, zaraz po niej prowadziła Marta, natomiast ja byłem instalowany na sam koniec, ale były i plusy z tego tytułu.

 

 

Czujne oko Michała było zawsze i weryfikowało nasze poczynania w skale. Zaraz po zrobieniu drogi czekał przyjemniejszy moment czyli zjazd. Chwila na podelektowanie się spokojną i przepiękną okolicą.

 

Po zjeździe zaczęły zjadać nas wszechobecne muszki… o zgrozo! A w planach było jeszcze latanie. Tak nam, jak i chyba każdemu, przez głowę przewijała się myśl: ok wszystko fajnie, ale czy ten friend mnie utrzyma?! …. I wspaniałomyślny Instruktor postanowił rozwiać nasze wątpliwości.

 

 Zaraz po lotach na friendach ćwiczyliśmy wyłapywanie partnera możliwie jak najbardziej miękko. Łapy czuły to ze dwa dni…

  

23.06

 

„Ten dzień przywitał nas ulewą..” i powtórka z rozgrywki. Tym razem deszcz padał dłużej i żeby nie tracić czasu na rozmyślanie zapadła szybka decyzja: jeszcze jedna kawka plus ser w ziołach i zostajemy pod wiatą. W spokojnych suchych warunkach oraz w błogiej ciszy, gdyż reszta campu mimo niesprzyjającej aury postanowiła pójść na wspin, Michał wyjaśniał nam skrupulatnie zasady oraz metody autoratownictwa w sytuacjach awaryjnych. Punktualnie o 12 zaświeciło słońce, więc nie pozostało nam nic innego jak spakować się i na wspinanie. Tego dnia robiliśmy kilka dróg w tradzie.

 

 

 

 

24.06

Z racji permanentnego braku jednej osoby, która pomogłaby stworzyć dwa dwuosobowe zespoły tego dnia udaliśmy się na dworzec po czwartego członka kursu. Ola Taistra, bo o niej mowa, jako wspinacz sportowy miała doświadczenie na podobnym poziomie we wspinaczce tradowej jak i my. Tak więc stała się czwartym członkiem naszego teamu. I tak jak mieliśmy już w zwyczaju, zaraz po Michałowej jajecznicy z pysznym chlebem od Agi ruszyliśmy w skały. Na miejscu zrobiliśmy z Olą po kilka dróg sportowych na Sokoliku, a Marta z Sylwią pod okiem Michała poszły potradowac na ścianie obok. Później role się zamieniły i dziewczyny wspinały się na obitych a my wyskoczyliśmy na tradzik. Padło na „Rysę Gorayskiego”, trzy wyciągi fajnego wspinania w rysach. Dwa pierwsze wyciągi poprowadziliśmy zgodnie, natomiast przy trzecim trzeba było rozstrzygać. Niestety przegrał mój kamień z papierem Oli i to właśnie Oli przypadł trzeci wyciąg.

 

 25.06

Piąty dzień kursu minął dosyć szybko. Cztery drogi tradowe zabrały mnóstwo czasu, ale przecież o to nam wszystkim chodziło. Nawspinać się do upadłego. 

 

 Jeszcze jedna wspólna fotka po zrobieniu dwóch równoległych dróg na Sokoliku Małym wraz z Coachem, zjazd i na kolacje do 9 Up’u.

26.06

 

Ostatni dzień kursu. Miało być restowo… hmmm ale po co. Póki naskórek był jeszcze na palcach postanowiliśmy przetestować nowy zakup Michała, czyli „kolega” nr 6. Wybór padł na „Pierwszą Rysę” na Krowiarkach. Na pierwszy strzał poszedł Michał tradowo, dopiero później Kursanci powtarzając rysę na wędce. Długa to była walka z ów rysą, litry potu ale jaka satysfakcja po skończeniu… na sam finał w rysę wstawiła się Ola i ku ogólnemu zdziwieniu nie było ciskania się w dziwnych pozycjach, tylko zgrane omijanie przerysy przy użyciu zupełnie innych przechwytów oraz ustawień.  Ola zrobiła tą drogę bez większych trudności. 

 

Wszyscy zdrowo zmęczeni powoli zaczęliśmy się zbierać do 9 up’u, gdzie miał miejsce szybki prysznic, i jeszcze szybszy klar sprzętu oraz pakowanie. Zaraz po szybkiej kawie, którą przyrządziła nam Agnieszka,  zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy niestety w drogę powrotną do Olsztyna. 

 

ZOBACZ FILMIK Z KURSU

Marcin, Sylwia, Marta